czwartek, 10 września 2015

To jest zoo na miarę naszych możliwości...

To, że w czterystu-tysięcznym mieście nie ma ogrodu zoologicznego już nas nie dziwi. Kiedyś było mini zoo z jednym miśkiem, ale chyba zdechł. To, że większość z nas nie jeździ z dzieciakami do dziadków na wieś, bo przenieśliśmy ich do pobliskiego przytułku, też nie budzi zdziwienia. Prosiaka, kurę albo osła możemy z dzieciakiem zobaczyć w telewizji albo w supermarkecie na "okładce" pysznych kotlecików.

Ranczo Ponderosa

Jeżeli jednak jesteście tradycjonalistami i chcecie by wasze dziecko wiedziało jak wygląda żywy zwierz, nie macie na wsi dalekich lub bliskich krewnych których możecie odwiedzić, a do zoo w Berlinie nie chce Wam się jechać, to Ranczo Ponderosa powinniście odwiedzić. Chociaż musicie wykazać się dozą cierpliwości i zrozumieniem dla ludzkiej ............. (uzupełnić według uznania).



Jedziemy z centrum Szczecina w stronę Polic, trasą przez Szosę Polską. Nie za daleko, jakieś 15-20 minut, bez korków. Jesteśmy lekko po sezonie, więc na parkingu wieje pustką a budynki wyglądają na opuszczone. Ale jest otwarte i mimo chłodu na zewnątrz, wewnątrz wita nas lekko zniechęcona Pani. Szczerze i na dzień dobry informuje, że na gości to oni raczej nie są nastawieni, chyba, że weselnych. Na miejscu jest knajpa, można powiedzieć nawet że to restauracja. Kupić można niestety tylko herbatę. Albo kawę lub wodę. Jest już wrzesień czyli "po sezonie", więc nie ma się co dziwić. Na półeczkach dodatkowo spory wybór alkoholi dla bardziej zziębniętych, ale z dzieciakami trochę nam nie wypada. Po "zwiedzaniu" atrakcji jeszcze wracamy do knajpy. Kelnerka przyjmuje zamówienie gadając przez telefon. Niestety nie z nami. Ciekawy ewenement na gastronomicznej mapie Szczecina, i brawa dla Pani za dużą podzielność uwagi. Jadąc tu lepiej zabrać własne kanapki i herbatkę w termosie.



Idziemy zwiedzać. Główna atrakcja to przecież zwierzaki. Jest ich mnóstwo. Wszystkie w eleganckich kojcach, zagrodach i ładnych, murowanych domkach. Można pomacać przez płot kozę lub barana, jak kto woli.  Zza siatki popatrzeć na włochate kury i pawie. Jest nawet małpa, struś gigant i wielbłąd, więc wycieczka ma znamiona safari. Zwierzaki lekko obojętne, ale nie ma się co dziwić, u nich też jest "po sezonie". Poza zwierzyńcem jest duży plac zabaw, miejsce na ognisko i tego typu atrakcje. Widać, że w tzw. sezonie miejsce żyje, tylko skoro jest początek słonecznego września, zastanawiamy się kiedy ten sezon się skończył. Jak zawsze jesteśmy lekko spóźnieni. Ale przyjechać było warto.







Podsumowując, pomimo typowych bolączek, braku np. przewijaka i kwaśnej miny zagadanej kelnerki, warto odwiedzić to miejsce. Może traficie na inną zmianę :) Można połazić wśród zwierzaków dobre 2 godzinki i się nie zmęczyć. Dzieciaki wyhuśtają się i nazjeżdżają. A jak ktoś na koniku lubi pojeździć, to na miejscu jest też stadnina. Niestety na wielbłądzie najprawdopodobniej przejechać się nie da, chociaż nie pytaliśmy, więc może...

Ocena w skali 1-5: 4 (przy zdecydowanie przyjaźniejszym nastawieniu obsługi i w pełni otwartej knajpie można by dać i 5 z plusem)

http://www.ponderosa.pl/